Jeszcze kilkanaście lat temu gradobicie w Polsce uchodziło za dość egzotyczny problem. Teraz jednak, co pokazują najlepiej statystyki, dealerzy powinni traktować je jako jedno z najpoważniejszych zagrożeń pogodowych dla swojego biznesu. W latach 2010–2020 Polska notowała już 30–40 dni z dużym gradem rocznie. Ostatnie sezony tylko potwierdzają ten trend – w 2021 roku odnotowano już rekordowe 615 przypadków gradu o średnicy powyżej 5 cm, a w kolejnych latach nie było lepiej. Prognozy nie pozostawiają wątpliwości: w przyszłości możemy obserwować dwukrotny wzrost częstotliwości gradobić z największymi ziarnami i poszerzenie obszarów ich występowania. Nie chodzi już więc o to, czy grad wróci, ale raczej: kiedy i na jaką skalę dotknie naszego biznesu – i czy będziemy na to gotowi.

Niedawne, czerwcowe gradobicie w środkowej Polsce, w którym uszkodzonych zostało kilka tysięcy nowych samochodów stojących na placach logistycznych, uświadomiło dealerom, jak kruche są ich zabezpieczenia. Choć przez lata powtarzano im, że w takich przypadkach odpowiedzialność ponosi operator placu, rzeczywistość okazała się inna. Druga strona – możliwe, że chcąc powołać się docelowo na tzw. siłę wyższą – wzięcia odpowiedzialności odmówiła. W praktyce to dealerzy – mimo że wielu z nich nie widziało jeszcze uszkodzonych aut na oczy – zostali z problemem, który wymagał natychmiastowych decyzji. Część uruchamiała swoje polisy (ale to też nie zawsze okazywało się proste, o czym dalej), inni rozważali drogę sądową, jeszcze inni próbowali korzystać z propozycji dostawcy, który zaoferował zlikwidowanie szkód po preferencyjnej stawce ryczałtowej (czytaj: to dealer ma zapłacić za szkodę poniesioną przecież nie ze swojej winy, nie na swoim placu). Skala była ogromna: w zależności od liczby pojazdów potencjalne straty pojedynczej firmy wahały się od kilkudziesięciu czy kilkuset tysięcy do nawet kilku milionów złotych. Wnioski dla branży są jednoznaczne: opieranie się przy zamawianiu pojazdów wyłącznie na zapisach kontraktowych, bez własnego ubezpieczeniowego zabezpieczenia, może pozostawić dealera samego sobie (a już zwłaszcza przy tak potężnych szkodach: w opisywanym przypadku koszt samego usunięcia wgnieceń w kilku tysiącach aut może przekraczać 50 mln zł).
PLAC LOGISTYCZNY W POLISIE
Jak więc dealer może uniknąć podobnych kłopotów w przyszłości? Trzy kluczowe rozwiązania wskazują Bartosz Osiadło i Tomasz Toroń z BCP Polska, brokera ubezpieczeniowego specjalizującego się w rynku dealerskim. Pierwsze: ujęcie w polisie placów logistycznych jako miejsc ubezpieczenia. Dzięki temu dealer zyskuje dostęp do pełnych limitów gradowych – często liczonych w milionach złotych – i sam decyduje o scenariuszu likwidacji. W praktyce oznacza to możliwość szybkiego uruchomienia odszkodowania i powrotu do sprzedaży aut, zamiast wielomiesięcznych procedur. – Plac logistyczny w polisie to najbezpieczniejsza opcja. Tylko tak dealer zyskuje realny plan B i pełną kontrolę nad procesem likwidacji – zaznacza Osiadło. Tymczasem doświadczenia BCP pokazują, że tylko nieliczne dealerstwa w Polsce miały dotąd w polisie uwzględniony taki zapis. Większość pozostawała bez ochrony „na zewnątrz” i w momencie szkody występującej poza siedzibą firmy musiała liczyć jedynie na dobrą wolę kontrahentów czy ubezpieczyciela.
Bartosz Osiadło: Plac logistyczny w polisie to najbezpieczniejsza opcja. Tylko tak dealer zyskuje realny plan B i pełną kontrolę nad procesem likwidacji.

Wielu dealerów obawia się jednak, że uruchomienie takiej polisy automatycznie przełoży się na gwałtowny wzrost składki w kolejnym roku. Eksperci BCP uspokajają, że ubezpieczenia nie działają na zasadzie prostego przełożenia „jeden do jednego”. – Nawet jeśli składka wzrośnie, nigdy nie będzie to równowartość kosztów wypłaconego odszkodowania. Dobrze skonstruowany program pozwala ten wzrost zminimalizować, na przykład przez korektę zakresu czy zmianę franszyzy redukcyjnej. Opcje są tu różne – wyjaśnia Toroń.
Drugim sposobem na ograniczenie ryzyka jest klauzula ubezpieczenia samego mienia znajdującego się poza siedzibą ubezpieczonego. To rozwiązanie daje dealerowi ochronę w sytuacji, gdy samochody znajdują się poza dealerstwem lub głównym placem, a dana lokalizacja nie została formalnie wpisana do polisy. W takim przypadku ubezpieczyciel wypłaca odszkodowanie w ramach dodatkowych limitów – zwykle od kilkuset tysięcy do nawet 1,5 mln zł. I choć są one niższe niż w przypadku polisy ubezpieczającej „zewnętrzną” lokalizację stokową, pozwalają dealerom znacząco ograniczyć straty i szybciej „posprzątać” problem. – Nawet jeśli dealer twierdzi, że taka klauzula nie jest mu potrzebna, my i tak wprowadzamy ją do zakresu ochrony. Doświadczenie pokazuje, że właśnie ten zapis wielokrotnie uchronił dealerów przed finansowym problemem – dodaje Tomasz Toroń.
GRAD SPADŁ? PIENIĄDZE OD RAZU NA KONCIE
Trzecim rozwiązaniem – rekomendowanym już właścicielom bądź operatorom placu, w tym oczywiście również samym dealerom w kontekście ich stoków, jest tzw. ubezpieczenie parametryczne. To narzędzie, które dopiero startuje na rynku automotive – i w przeciwieństwie do tradycyjnych polis, gdzie trzeba udowadniać liczbę uszkodzonych aut i przygotowywać kosztorysy, tutaj „wyzwalaczem” wypłaty jest sam fakt wystąpienia zdarzenia. Jeśli stacja meteorologiczna potwierdzi gradobicie o określonej sile – dealer otrzymuje z góry ustaloną kwotę odszkodowania. Nikt nie ogląda samochodów, nie trzeba liczyć wgniotek – liczy się fakt wystąpienia gradu, a nie efekt w postaci szkody. – To prawdziwy game changer. Nie ma rzeczoznawców ani wielomiesięcznych uzgodnień, a wypłata następuje automatycznie. Jesteśmy obecnie jedynym brokerem w Polsce, który wprowadza takie rozwiązanie dla branży – mówi Bartosz Osiadło.
W praktyce oznacza to, że dealer zyskuje natychmiastowy budżet do dyspozycji i sam decyduje, jak go wykorzystać – czy przeznaczyć na szybkie naprawy, czy na inne działania minimalizujące straty. – Ten rodzaj ubezpieczenia daje klientowi wolność wyboru i eliminuje wielomiesięczne formalności – przekonuje Tomasz Toroń. Jak dodaje, polisa parametryczna jest adresowana przede wszystkim do większych grup dealerskich, importerów czy operatorów logistycznych. Składka jest bowiem niemała: waha się od kilkudziesięciu do około 200 tys. zł rocznie, ale w zamian daje pewność, że pieniądze na likwidację szkody znajdą się na koncie niemal natychmiast, a więc właśnie wtedy, gdy są najbardziej potrzebne.
DEALER – NAJSŁABSZE OGNIWO UKŁADANKI
W łańcuchu importer–operator logistyczny–dealer ten ostatni to niestety najsłabsza strona. Z różnych względów nie może raczej odmówić przyjęcia zamówionych aut, a jednocześnie to na niego przerzucane są największe ryzyka finansowe. – W praktyce dealerzy są ostatnim ogniwem, które zostaje z problemem. Importer czy operator placu zawsze znajdą argument prawny, żeby ograniczyć swoją odpowiedzialność. Dealer nie ma takiego pola manewru – zauważa Bartosz Osiadło.
Tomasz Toroń: Naszym zadaniem jest ściągnąć problem związany z likwidacją szkody z barków dealera, tak aby jego zespół mógł skupić się na biznesie.

Problem nie sprowadza się tylko do pieniędzy. Likwidacja masowej szkody gradowej to miesiące pracy: kosztorysy, długa korespondencja z ubezpieczycielem, uzgodnienia z klientami, setki e-maili i tabel w Excelu. W przypadku dużych zdarzeń w proces potrafi być zaangażowany przez wiele miesięcy kilkuosobowy zespół – a to czas, którego dealer nigdy już nie odzyska, bo pracownicy, zamiast zajmować się sprzedażą i generować zysk, muszą poświęcać energię na administrowanie szkodą. – Naszym zadaniem jest ściągnąć ten problem z barków dealera. Dzięki temu jego zespół może skupić się na biznesie, a my zajmujemy się całą operacją likwidacji – zaznacza Tomasz Toroń.
Warto mieć to z tyłu głowy, zwłaszcza teraz, gdy gradobicie to nie incydent pogodowy, który zdarza się raz na dekadę, ale coraz częstsze i groźniejsze zjawisko, które w kilka minut może wpędzić w gigantyczne kłopoty każdy samochodowy biznes. Dealerzy, importerzy i operatorzy logistyczni, którzy chcą uniknąć takiego scenariusza, mają dziś do dyspozycji trzy sprawdzone rozwiązania: wpisanie placu logistycznego do polisy, klauzulę mienia poza miejscem ubezpieczenia oraz – pod kątem aut na swoim placu – innowacyjne ubezpieczenie parametryczne. – Naszą rolą jest przeprowadzić klienta przez proces tak, by miał pewność, że jego polisy faktycznie działają i obejmują wszystkie ryzyka. Sprawdzamy dotychczasowe umowy, wskazujemy luki i wdrażamy rozwiązania, które realnie chronią przed skutkami gradobicia – podkreśla Tomasz Toroń. BCP chce zatem rozwiązywać ewentualny problem kompleksowo – tak, by każda ze stron rynku mogła skupić się na swojej podstawowej działalności. W tym modelu to broker przejmuje na siebie ciężar likwidacji szkód, a partner zyskuje bezpieczeństwo i spokój niezbędne w prowadzeniu niełatwego przecież biznesu.



